Trendy w roślinach doniczkowych
Do napisania tego artykułu skłoniła mnie delikatna refleksja na temat mody. Jak to mówią, historia kołem się toczy i co było, powraca. Bufiaste rękawy, jaskrawe kolory, zwiewne tuniki, koszule w palemki, grochy na sukienkach. To wszystko było w trendach i znów wraca. Oczywiście są jakieś stałe, niezmieniające się elementy, które nigdy nie wyjdą z mody, jak „mała czarna” czy dobrze skrojony, elegancki garnitur. Ale co tam może wiedzieć na temat mody Ulubiony Ogrodnik?
Przełożyłem sobie tę zmieniającą się modę na swoją pracę, w której bądź co bądź jestem dobry, nieskromnie pisząc i mówiąc. Na przestrzeni kilku lat mojego doświadczenia zawodowego w domach i ogrodach obserwuję dokładnie ten sam trend. Zmieniającą się modę na rośliny, która jest tak dynamiczna, że czasami trudno za nią nadążyć. O ile w przypadku roślin domowych zmiana może dokonywać się szybko, o tyle w przypadku ogrodów proces jest już niestety długotrwały. W książce „Malowniczy Ogrodnik” z 1855 r. znalazłem idealny cytat: „Jak wszystko, zarówno też i na ogrody, wywierała moda, w rozmaitych czasach, potężne panowanie swoje”. Tak dzieje się i teraz.
Kanon roślin szkolnych
Ja jednak chciałbym skupić się na roślinach domowych. Obecnie każdy ma dostęp do Internetu, ogromnych sklepów specjalizujących się w sprzedaży tylko roślin doniczkowych – nawet najbardziej egzotycznych. Możemy do domu sprowadzić wszystko, o czym tylko zamarzymy, nawet najbardziej niespotykaną roślinę świata. Nie zawsze jednak tak było. Cofnijmy się do przeszłości, nie takiej znów dalekiej, okresu naszej młodości – no dobra – mojego dzieciństwa. Okres wczesnoszkolny, czas wakacji i akcja „zabierz do domu kwiatek na lato”. Pamiętacie?
No właśnie: co stało na szkolnych parapetach? – Wszędzie dokładnie to samo. Nie tylko w szkołach, ale i w państwowych instytucjach, przychodniach czy szpitalach:
- sansewieria, królowa szkolnych korytarzy,
- geranium, popularnie zwane anginką,
- paprocie i niezapomniane metalowe kwietniki na ścianach,
- pelargonie, które wszyscy nazywali śmierdziuchami,
- scindapsus, rozpięty w każdym domu pod sufitem,
- fikus, mylony z palmą w każdym rogu największego pokoju.
To podstawowy repertuar kwiatowy czasów PRL. Czasy takie, a nie inne nie pozwalały na eksport i import roślin z zagranicy. Kto miał więcej szczęścia i wyjeżdżał na wczasy, w walizce często przywoził ze sobą nie tylko muszelki, ale i szczepki ukradzionych kwiatów. Jak udało się je rozmnożyć, obdarowywano nimi całą rodzinę w ramach nadwyżek parapetowych. O kwiatach kwitnących w domu można było tylko pomarzyć . Chociaż w kwiaciarniach królowały goździki, gerbery, róże i frezje. Kupowano je chętnie na każdą okazję i stawały się niewielkim kolorystycznym akcentem w naszych domach. W ogrodach, zwłaszcza działkowych, kwiaty rosły obok pomidorów i ogórków: łubin, peonie, kosmosy, floksy, róże.
Egzotyczne rośliny były towarem deficytowym, dlatego też aranżacje roślinne we wszystkich domach wyglądały podobnie. Największy kwiat w centrum dużego pokoju, który dziś nazwalibyśmy salonem, obok – na drewnianych stołkach – stały mniejsze rośliny, dające złudne wrażenie dżungli w domu.
Tekst i zdjęcia: Wojtek Wardecki, Ulubiony Ogrodnik