Ogród marzeń jest w Wielkopolsce
Ogrodu marzeń nie trzeba długo i daleko szukać. „Ogród Marzeń” znajduje się bowiem na wyciągnięcie ręki – na obrzeżach Swarzędza, od wschodniej strony Poznania. Już z daleka widać zieloną halę sprzedażową, a im bliżej się do niej podjeżdża, w oczy rzuca się duży ogród, kipiący już przez ogrodzenie feerią barw i kształtów najróżniejszych roślin.
Wchodzimy przez główne wejście do centrum ogrodniczego „Ogród Marzeń”. Pawilon – w części dwupoziomowy – na górnym piętrze mieści biura, w zasadniczej jednak części jest wielką ogrzewaną szklarnią-sklepem. Można w nim znaleźć artykuły przemysłowe przydatne w ogrodzie – od nasion, narzędzi, po chemię i ozdoby. Tu znajdują się w ofercie kolekcje roślin domowych.
Z tego pawilonu przechodzi się do szklarni – gdzie w zależności od pory roku oferowane są rośliny sezonowe. Wiosną i latem stoły zalewowe uginają się od kwitnącego asortymentu. Przez tę część wystawienniczą blisko już do ekspozycji pod gołym niebem.
Tam na kupującego czekają kwitnące byliny, trawy, iglaki. W pobliżu pod ręką znajduje się duża oferta rozmaitych podłoży. Dalej prezentują się rośliny sadownicze i większe rośliny ozdobne.
Kiedy już wybierzemy sobie wymarzoną roślinę, by wyjść z centrum, trzeba przebyć tym samym traktem drogę powrotną – do hali, gdzie znajdują się kasy.
Tuż przed skrętem do kas otwiera się przed naszymi oczami kolejna – dotąd mniej widoczna hala, w której kuszą wszelakiego rodzaju dekoracje: świeczniki, pojemniki, styl country, vintage, garden party…
Nie ma siły i choćbyś nie chciał – coś wybierzesz!
Dobrze zaprezentować, skutecznie sprzedać
Chodząc po tym centrum ogrodniczym, widać, że całość ekspozycji jest poukładana logicznie, a ostatnim punktem jest rozliczenie za dokonane zakupy u uśmiechniętych i sympatycznych pań – kasjerek.
Skąd właściciele tego „Ogrodu Marzeń” wiedzieli, jak poukładać wszystkie towary? Zapytaliśmy o to Andrzeja Brylaka, współwłaściciela firmy.
Andrzej Brylak: Głównym celem rozbudowy powierzchni sklepowej i nowego pawilonu było to, aby wypłaszczyć krzywą sprzedaży i zapewnić zbyt przez cały rok. Zaczynaliśmy przed laty od wynajętego terenu od pobliskiej stacji paliwowej. Ogrodziliśmy go, postawiliśmy niewielki namiot i domek drewniany, który spełniał funkcję biura i zaplecza socjalnego. Zimą jednak sprzedaż zamierała.
Zanim podjęliśmy decyzję o budowie pawilonu handlowego, sporo oglądaliśmy centrów ogrodniczych – w Polsce i przede wszystkim za granicą. Naszym zaskoczeniem było to, że w Holandii czy Niemczech więcej miejsca przeznaczano pod dachem na rośliny do wnętrz i rośliny kwitnące niż pod typową roślinność ogrodową. Widać było, że klient co roku przychodzi po kwitnące doniczkowe i towarzyszący mu asortyment, a gatunki typowo ogrodowe kupuje rzadko, często tylko raz pod nasadzenia do ogrodu.
Postanowiliśmy więc zaprojektować w podobny sposób naszą halę. Nasze obserwacje rzeczywiście się sprawdzają w praktyce od chwili jej uruchomienia w 2010 r.
Do kogo kierujecie swoją ofertę sprzedażową?
A.B.: Skupiamy się na hobbystach posiadających ogrody i działki. Pod takiego klienta mamy rośliny na zewnątrz i do wnętrza oraz sadzonki warzyw. Te ostanie od niedawna, ale cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem. W ogrzewanej części sklepowo-szklarniowej mamy też spory asortyment roślin domowych w pojemnikach.
Świadczymy też usługi projektowania i zakładania ogrodów. Jest to ważny element w budżecie firmy.
Chcemy uchodzić za centrum ogrodnicze, w którym da się kupić lub zamówić prawie wszystkie gatunki roślin.
Przede wszystkim trzeba mieć rośliny rodzimej produkcji.
Jaki ma Pan sposób na to, aby zwiększyć sprzedaż?
A.B.: Ustawiamy ekspozycje w ten sposób, by tworzyły kompleksową ofertę. Przykładowo, obok storczyków przygotowujemy propozycje pojemników i nawozy. Gdy klient szuka roślin rabatowych czy balkonowych, od razu pod ręką ma do dyspozycji podłoża, korytka, nawóz. Nawet trawy ozdobne można już tak sprzedawać, bo pojawiły się do nich przeznaczone podłoża.
Kilka razy w roku przebudowujemy ekspozycję, aby mocniej wyeksponować kolejną grupę roślin. Na jesieni z pewnością będą to wrzosy czy złocienie. Potem idą święta Bożego Narodzenia, do których też trzeba przygotować ustawienie sympatycznego stoiska.
W jaki sposób reklamujecie swoją ofertę i usługi?
A.B.: Trzeba się wyróżnić. Oprócz kompleksowych ekspozycji roślin działamy w Internecie. Mamy stronę, media socjalne, prowadzimy sklep internetowy.
Opracowujemy regularnie teksty porad ogrodniczych dla redakcji radiowej 88.4, które idą w eter pod naszą nazwą.
Najlepszą jednak reklamą jest zadowolony klient. Dlatego bardzo mocno stawiam na wiedzę i kompetencję pracowników, aby podczas sprzedaży roślin, zwłaszcza doniczkowych, mogli służyć kupującym dobrą radą.
Mamy stanowisko z mikroskopem, gdzie na fragmentach roślin przyniesionych przez klientów rozpoznajemy choroby i szkodniki. Możemy wtedy od razu dobrać środek ochrony roślin.
A czego powinno się unikać, prowadząc centrum ogrodnicze?
A.B.: Konkurencja jest zawsze i jej nie unikniemy. Teraz już nie tylko markety – ale nawet sieci spożywcze wprowadzają rośliny doniczkowe czy ogrodowe do swej oferty.
Proponuję unikać walki cenowej. Nie chodzi o to, aby obniżać ceny do upadłego, schodząc z marży. Dodajmy
coś więcej. Na przykład doradztwo.
Naszą ideą jest zatrudnianie osób z branży ogrodniczej i z wykształceniem ogrodniczym. Zdarza się też, że trafia się nam pasjonat – i takie osoby dzięki swej wiedzy i obsłudze klientów będą przyciągały kolejnych. A przecież o to chodzi.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: dr Piotr Łuczak